
w moim niewielkim mieszkanku, natomiast po przeprowadzce w grudniu wylądował w komóreczce ... i stał tam grzecznie, aż do niedawna kiedy postanowił znów być sobą
i pełnić funkcję, do której został stworzony.
No właśnie ... nie "odnowiony", a "stworzony" - to kluczowe słowo!
Mebelek nie był recyklingowany, lecz powstał od zera.
Pomysł na stolik powstał w mojej głowie niedługo po tym jak pozyskałam drewniane belki pochodzące z rozbiórki stropu pewnego starego budynku stojącego (bo budynek wciąż stoi, po generalnym remoncie i rozbudowie) w Łodzi przy ulicy Wólczańskiej.
Ponieważ kocham drewno, a takie z historią tym bardziej, nie zawahałam się ani chwilki kiedy pojawiła się okazja zgarnięcia belek.
Na szczęście jeździłam wtedy autem służbowym, nie prywatnym ... wiecie jak to jest ;) wszędzie wjedzie i do niego też wszystko się zmieści ;)
Drugim z materiałów budowlanych, które uwielbiam jest stal. Od dłuższego czasu marzyłam, by coś z niej stworzyć.
Lecz do obróbki stali konieczne jest wykorzystanie dość poważnych narzędzi. Szlifierki i spawarki.
Ze szlifierką oswoiłam się dość szybko. Obecnie można to już nazwać przyjaźnią ;) Ale spawarka mocno mnie onieśmielała. Przygotowałam się więc porządnie do tej przygody zaopatrując się
w hełm do spawania, który zapewniał bezpieczeństwo, a przy tym możliwie maksymalną wygodę
i komfort pracy (nie jest w nim po prostu ciemne szkiełko lecz specjalna szybka automatycznie się ściemniająca/rozjaśniająca zasilana baterią słoneczną).
Otrzymałam również lekcję spawania
(jak widać na zdjęciu lekcja odbyła się w zwykłej masce, bez "bajerów"; na zdjęciu po lewej mój hełm "od środka").
Przyznaję, że do mojego oswojenia się ze spawarką, a raczej ze świadomością, że zasilana jest prądem 400V, potrzeba jeszcze dużo wyspawanych konstrukcji ...
Stricte realizację stolika rozpoczęłam od docięcia szlifierką pręta stalowego kwadratowego o ściankach grubości 8 mm.
Docięłam:
8 elementów o długości 34 cm
4 elementy o długości 60 cm.
Ponieważ belki przeznaczone na blat stolika miały przekrój 11 centymetrów, a ja nie dysponowałam piłą tarczową o takiej średnicy ponownie w ruch poszedł ciężki sprzęt.
I to dosłownie ciężki ;) ... piła spalinowa.
Musiałam więc skorzystać z pomocy silnej męskiej ręki gdyż z taką piłą raczej nie mam w planach się oswajać.
Rozcięte na dwie mniej więcej równe części belki docięłam do "długości" blatu (stolik jest prawie kwadratowy).

Dla zamocowania blatu od spodu przyspawałam kawałki blaszek
z otworkami na śruby, po czym całość przemalowałam czarną matową farbą w sprayu.
Przykręcony blat "pociągnęłam" woskiem wybielającym.
Tak stolik prezentował się po skręceniu oraz na koniec pracy:
Chodzi mi jednak po głowie by pochylić się jeszcze nad blatem stolika, dodać może cień turkusu
i lekką przecierkę odkrywając bardziej wzór słojów drewna.
Zatem ciąg dalszy tej realizacji ... nastąpi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz